W swojej najnowszej książce-pamiętniku „Burn Book” ta amerykańska dziennikarka (pisze dla „Washington Post”, „Wall Street Journal” i „New York Times”) i podcasterka opowiada o „niespełnionej miłości”, jaką stało się dla niej życie wśród gigantów nowych technologii. Gigantów, z których wszystkich udało się jej dobrze poznać – i wszystkimi rozczarować.
W „Burn Book” Swisher bez znieczulenia portretuje najważniejsze postaci cyfrowych technologii, od Marka Zuckerberga po Elona Muska. Niektórzy z nich wypadają nieźle, jako ludzie myślący i rozumiejący współczesne wyzwania. Inni gorzej, bo z „cudownych dzieci”, którym niegdyś kibicowała”, przemienili się w „dupków”.
Symbolicznym dniem „upadku technologii”, a raczej moralnego upadku jej liderów, był dla niej 14 grudnia 2016 r., kiedy to wielu znanych jej i dotychczas przez nią cenionych dyrektorów i założycieli firm technologicznych potruchtało potulnie do Trump Tower na spotkanie ze świeżo upieczonym prezydentem. Do dziś wspomina tamto wydarzenie z wielkim niesmakiem – i to nie ze względu na Trumpa, którego uważa za homofoba, rasistę mającego w sobie „wszystko, co w Stanach Zjednoczonych jest okropne”. Źródłem jej rozczarowania byli potentaci technologii, którzy choć dobrze wiedzieli, że Trump jest zły, poszli do niego, bo chcieli więcej pieniędzy i nieograniczonego wzrostu, a mniej regulacji. I nawet antyimigranckie deklaracje Trumpa nie skłoniły żadnego z nich do powiedzenia mu prawdy w oczy – choć przecież przemysł IT na imigrantach stoi.
Bo w gruncie rzeczy – ocenia po latach Swisher – cała ta opowieść o świecie wielkiej zmiany, który w połowie lat 90. zaczął wykluwać się Dolinie Krzemowej, a którym przez lata sama się zachwycała, była oparta na mistyfikacji. Cały ten zinfantylizowany sztafaż: zwariowane aranżacje siedzib firm wypełnionych zabawkami i rozrywkami, młodzieżowo-dziwaczny styl ubierania się, inny niż u reszty śmiertelników sposób żywienia i inne dziwactwa miały na celu przykrycie jednej brzydkiej prawdy: przemysł IT nie był „projektem humanitarnym w wielkim sercu, o którym tak często mówili jego założyciele, ale czymś znacznie prostszym: najnowszą wersją drapieżnego kapitalizmu”.
– I właśnie tacy byli ci ludzie – mówi Swisher. – Zawsze byli zabójcami. Każdy z nich.
Dlatego żaden z nich nie powinien zdobyć władzy. A niektórzy bardzo jej pragną. Jak choćby Mark Zuckerberg, człowiek „boleśnie niezdarny społecznie”, poza władzą bardzo złakniony uznania. Choć przy tym świadomy tego, że jego dzieło go przerosło. Bo będąc kompletnie do tego nieprzygotowanym podejmował decyzje mające wpływ na wszystkich ludzi i mimowolnie przyczyniał się do „uwalniania ogromnej ilości toksyn”. Kara Swisher nazywa go „najbardziej szkodliwym człowiekiem w technologii”.
Natomiast Elona Muska – „najbardziej rozczarowującym”, bo przez długi czas pokładała w nim wielkie nadzieje i miała za bystrzejszego i bardziej wszechstronnego od większości jemu podobnych. Ale przyszedł rok 2022 i Musk zaczął otwierać przejętego przez siebie dawnego Twittera, teraz X, na treści skrajnie prawicowe, pogrążać się teoriach spiskowych i radykalizować.
Bo Musk potrzebuje adoracji, powszechnej uwagi, a nie znosi jakiejkolwiek krytyki. Właśnie dlatego kupił Twittera – by ściągnąć na siebie uwagę.
Rozmowę „Washington Post” z Karą Swisher na temat jej najnowszej książki obejrzysz TU.
Zdjęcie zajawka: Domena Publiczna/CC BY-NC-SA 2.0 DEED
Zostaw komentarz
You must be logged in to post a comment.