Sposobem na sterowanie tymi mikroskopijnymi maszynami jest pole magnetyczne: podatne na nie nanocząstki tlenku żelaza, z których zrobione są mikroroboty, niczym psy na smyczy powinny kierować się wszędzie tam, gdzie zechce lekarz. Sęk w tym, że siła grawitacji, która działa na mikroboty, zwykle jest większa niż siła pola magnetycznego, które miałoby kontrolować miniaturową maszynę. Czyli – osuwającego się w dół mikrobota żaden magnes, działający w używanym do takich celów skanerze MRI, nie skieruje w stronę, w którą chciałby go poprowadzić człowiek. Bo jest po prostu za słaby.
W praktyce oznaczało to, że gdy guz jest wyżej niż miejsce wstrzyknięcia mikrobotów, w żaden sposób nie da się ich już „podciągnąć” w górę. Więc spływały z krwią w dół organizmu, jak każe grawitacja.
Kanadyjscy naukowcy pracujący pod kierunkiem Gillesa Souleza, radiologa z Montrealu, znaleźli na to sposób: opracowali algorytm określający pozycję, w jakiej w danej chwili podczas klinicznego badania MRI powinno znajdować się ciało pacjenta, by grawitacja plus oddziaływanie magnetyczne mogły doprowadzić mikrobota w odpowiednie, czyli chore, miejsce. W tym przypadku tym miejscem była wątroba, albowiem to raka wątroby za pomocą sztucznej inteligencji postanowili leczyć naukowcy.
W ten sposób mikroboty są podwójnie sterowane, dzięki czemu mogą trafiać w pożądane miejsca, a leczenie staje się skuteczne i nieinwazyjne.
Artykuł na ten temat został opublikowany 14 lutego w „Science Robotics”.
Zdjęcie zajawka: Freepik
Zostaw komentarz
You must be logged in to post a comment.