To wszystko sprawia, że opinie Tracey Follows – przy okazji także autorki książki „The Future of You” (2021), prognozującej trendy dla gigantów w rodzaju Google, Coca-Coli, Tesco, Snapchat, Lego czy Virgin i mającej na koncie przemówienia w ONZ czy Departamencie Stanu USA – należy potraktować poważnie. Tym poważniej, że dotyczą przyszłości edukacji.
Otóż według Follows najważniejszą umiejętnością, jaką będą zdobywali uczniowie jeszcze przed 2050 r., stanie się współpraca ze sztuczną inteligencją, dla której człowiek będzie kimś w rodzaju „współ-bota”. Zdolność wejścia z AI interakcję w taki sposób, by pozyskać dzięki niej najbardziej cenną dla danego ucznia wiedzę, a jednocześnie najlepiej wykorzystać jej zalecenia, już za kilkanaście lat będzie decydowała o tym, czy jakiś dzieciak będzie prymusem, czy osłem.
Prawdopodobnie wiedza będzie już wtedy transmitowana bezpośrednio do mózgów uczniów za pomocą udoskonalonych interfejsów mózg-komputer. Już dziś, co z naciskiem podkreśla Follows, prace nad takimi urządzeniami są zaawansowane znacznie bardziej, niż nam się wydaje. A wielu poważnych przedstawicieli biznesu wierzy, że wkrótce będą one wbudowane w setki urządzeń codziennego użytku – od kasków po słuchawki.
Nie chodzi jednak o to, by do głów dzieci wtłaczać wszystko, co się da. Technologia cyfrowa nie będzie łopatą, lecz katalizatorem indywidualnych zdolności dziecka i jego naturalnych predyspozycji. Te z kolei będą rozpoznawane dzięki zaawansowanym testom DNA. Wynik takiego testu wskaże, w czym dzieciak jest przeciętny, a w czym może być rewelacyjny. Na tej podstawie powstanie spersonalizowany program edukacji każdego ucznia.
Oczywiście użycie takiego narzędzia może mieć także nieprzyjemne skutki. Wyobraźmy sobie, że korzysta z niego władza totalitarnego państwa, by projektować na potrzeby systemu odpowiednią dla jego potrzeb ilość superwydajnej siły roboczej.
Bez względu jednak na to, w jakiej politycznej rzeczywistości będzie funkcjonować ta edukacja przyszłości, zdaniem Follows będzie to edukacja głównie w świecie VR, a nie w salach lekcyjnych. A na dodatek przy minimalnym lub zerowym udziale nauczycieli – ludzi. Ich miejsce zajmą bowiem spersonalizowani nauczyciele AI.
Niektórzy pewnie już się cieszą. Bo roboty jakie są, takie są, ale przynajmniej nie będą nam dzieci „seksualizować”.
Zdjęcie zajawka: Freepik
Zostaw komentarz
You must be logged in to post a comment.