Gigantyczne nakłady na rozwój cyfrowych technologii, nieograniczony dostęp rządu do danych zgromadzonych przez firmy technologiczne, wszechobecny uliczny monitoring, system kredytu społecznego, który pozwala „trzymać za twarz” setki milionów obywateli. I nieograniczony zasób danych, którymi Państwo Środka karmi swoje algorytmy. W demokratycznej części świata to wszystko od dawna wywołuje strach przed globalną dominacją chińskiej sztucznej inteligencji – a w konsekwencji narodzinami największego supermocarstwa, które byłoby zdolne pokonać Amerykę i Zachód.
Czy naprawdę jest się czego obawiać? Niekoniecznie – uspokaja „The Washington Post”. Owszem, postępy Chińczyków w rozwijaniu technologii nadzoru są bezprecedensowe, jednak mają też swoje słabe strony. Albowiem rozwijając sztuczną inteligencję, komunistyczny chiński rząd ściśle kontroluje przepływ informacji. Robi to, wiedząc, że swobodna komunikacja podmyłaby fundamenty jego autokratycznej władzy. I doprowadziła do buntu Chińczyków przeciw Komunistycznej Partii Chin.
W rezultacie przewaga Chin nad Zachodem w dziedzinie AI ogranicza się tylko do technologii nadzoru, które mają zastosowanie komercyjne. W innych jest już znacznie gorzej.
Podglebiem szybkiego rozwoju technologii cyfrowych, takich jak chatboty czy generatory obrazów, jest bowiem możliwość swobodnego tworzenia unikalnych treści przez wszystkich członków społeczeństwa – a to w Chinach się nie dzieje. W USA kreatywne narzędzia technologiczne są dostępne dla wszystkich, podczas gdy w Chinach działalność firm rozwijających AI ograniczają restrykcyjne przepisy, które – poza sprawami własności intelektualnej czy ochrony danych osobowych – muszą też spełniać wymogi cenzury: chińscy programiści mogą pracować tylko nad tym, do czego dopuści ich władza. Pod taką presją działają także chińscy giganci technologiczni, jak Baidu. A jeśli cenzurujesz treści, jedne uznając za dopuszczalne, a inne blokując, twoja sztuczna inteligencja rozwija się wolniej, bo nie można swobodnie testować granic jej możliwości. Kontrola tłamsi innowację.
Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze amerykańskie embargo na sprzedaż do Chin niektórych chipów wyprodukowanych na świecie z zastosowaniem sprzętu pochodzącego z USA. Administracja prezydenta Bidena wprowadziła je pod koniec ubiegłego roku, by nie zasilały chińskiej broni i nie trafiły do Rosji. Jak pisze „Washington Post”, chińskie firmy technologiczne mają więc utrudniony „dostęp do najbardziej zaawansowanych chipów, które obsługują złożone struktury sztucznej inteligencji”. I choć Chińczycy mozolnie próbują wyprodukować własne chipy porównywalne do zachodnich, są one znacznie gorsze. Pozostaje im więc kupowanie zachodnich na czarnym rynku, co nie jest łatwe. A jeśli już coś uda im się kupić, muszą za to przepłacić nawet dwukrotnie.
Nie dziwi więc, że żadna firma z Chin nie była dotychczas w stanie pochwalić się dużym modelem językowym porównywalnym do ChatGPT.
Zdjęcie zajawka: Gordon Dylan Johnson/Openclipart.org
Zostaw komentarz
You must be logged in to post a comment.