Jeśli pojęcie losu odnosi się nie tylko do żywych stworzeń, lecz także do maszyn, to ANDI kiepsko trafił. Bo ANDI powstał po to, żeby – było nie było – cierpieć. W komorze, w której spędza swój mechaniczny żywot, nazwanej przez naukowców „ciepłym pokojem”, jest narażony na wiatr, promieniowanie słoneczne i temperatury dochodzące do 60 st. C. Dodajmy, że wszystkie te nieprzyjemne okoliczności nie są dla ANDI-ego obojętne, albowiem jest pierwszym robotem, który nie tylko chodzi jak człowiek, ale też jak my poci się, drży i oddycha.
Twórcami sztucznego nadwrażliwca są uczeni ze Arizona State University, którzy chcą zbadać, jak człowiek radzi sobie w czasie intensywnych upałów, będących globalną plagą ostatnich lat. A że angażowanie do takich badań ludzi byłoby nieetyczne, odpowiednie przebudowanie robota wykorzystywanego w projektowaniu ubrań i sprzętu sportowego wydawało się najbardziej sensownym rozwiązaniem.
Na całym androidalnym ciele ANDI-ego umieszczono syntetyczne pory, które w razie przegrzania uwalniają syntetyczny pot, zaś czujniki strumienia powietrza potrafią wprawić go w drżenie. Co nie mniej istotne, maszynę można przeprogramować tak, by w razie potrzeby reagowała jak ludzie w różnym wieku, o różnych typach ciała, schorzeniach i kondycji.
Po badaniach w „ciepłym pokoju” ANDI-ego czeka kolejna męka – test na pustyni Arizona.
Zdjęcie zajawka i zdjęcie w tekście: Christopher Goulet/materiały prasowe Arizona State University (2)
Zostaw komentarz
You must be logged in to post a comment.